Dawno dawno temu, jak chyba większość nastolatków, zbierałam pocztówki. Pardon, kolekcjonowałam pocztówki (kolekcjonowałam też, a nie zbierałam, puszki po piwie, to już większa różnica prawda?). Oczywiście zaczęłam od przekopania zasobów rodzinnych (przy okazji odkrywając parę familijnych smaczków w napisach z tyłu) zaopatrując się głównie w pocztówki świąteczne oraz imieninowe (tak tak moi drodzy, były kiedyś archaiczne czasy, kiedy życzenia imieninowe składało się drogą pocztową). Ale jako prawdziwemu kolekcjonerowi nie mogło mi to wystarczyć. Chciałam pocztówek adresowanych do mnie, najlepiej z całego świata. A skąd takie brać będąc ubogą w kieszonkowe uczennicą podstawówki? Dużych możliwości nie miałam, zatem hobby szlag trafił.
Aż nie tak dawno (w zeszłym roku) trafiłam u Partyzantki na notkę o pocztówkach, a w zasadzie o międzynarodowym ruchu wymiany pozdrowień na kartkach pocztowych. I tak odnalazł mnie Postcrossing.
Ogólna idea serwisu jest bardzo prosta – za każdą pocztówkę, którą wysyłamy, sami dostajemy co najmniej jedną. Im więcej ich wyślemy, tym więcej otrzymamy. Karma powraca.
Szczegółowo prezentuje się to następująco.
Rejestrujemy się na Postcrossing.com i podajemy swoje dane adresowe. Następnie zgłaszamy gotowość wysłania pocztówki i losujemy jej odbiorcę. Może to być ktoś z tego samego miasta (jeśli zgodzimy się na pocztówki z własnego kraju) albo z drugiego końca świata. Dostajemy realny adres realnej osoby oraz link do jej profilu w serwisie. Tam możemy przeczytać czy wylosowany przez nas użytkownik ma jakieś preferencje co do pocztówek, a jeśli tak, to jakie (np.: lubi czarno-białe zdjęcia albo rysunki z owocami, chciałby pozdrowienia w naszym ojczystym języku albo odręczny rysunek kotka). Możemy, ale nie musimy, dostosować się do tych wytycznych. Możemy też obejrzeć galerię otrzymanych przez tę osobę pocztówek, aby uniknąć dublowania (dla ułatwienia możemy posegregować je państwami).
Podczas losowania, naszej przyszłej przesyłce, zostaje nadany unikalny numer – dwie litery i szereg cyfr. Numer ten KONIECZNIE należy umieścić na wysyłanej pocztówce. Kiedy dotrze ona już na miejsce, odbiorca wpisze kod (te z Polski zawsze zaczynają się na PL) w odpowiednie miejsce w serwisie i „transakcja” zostanie zakończona. Wtedy to nasz adres umieszczony zostanie w kolejce i to my niedługo dostaniemy pocztówkę z unikalnym numerkiem. Z Chin, Argentyny, Norwegii czy Rosji.
Na samym początku możemy mieć maksymalnie 5 jednocześnie podróżujących pocztówek. Gdy nasz kontrakt zostanie wypełniony, zwalnia się miejsce i możemy losować następnego użytkownika. Im więcej wysłanych pocztówek, tym limit „podróżniczek” na koncie się zwiększa, a maksimum wynosi 100. Na zarejestrowanie pocztówki adresat ma rok. Jednak po 60 dniach od wylosowania pocztówka dostaje status „expired” i przestaje zajmować miejsce w aktualnie wysłanych. Zapobiega to blokadzie konta na długi czas przez niesprzyjające warunki.
To tyle jeśli chodzi o techniczną stronę zabawy. A co z towarzyszącymi jej emocjami?
Kiedy dostaniemy pierwszą kartkę, cieszymy się jak dzieci. A kiedy otrzymamy drugą, piątą, dwudziestą… wtedy dopiero robi się przyjemnie! Każda kolejna to następny skarb, następna niespodzianka wyjmowana ze skrzynki, powtórny wybuch radości. Im jest ich więcej, tym więcej chcemy otrzymywać. Chcemy zapełniać pudełko / segregator / nasze własne miejsce na pocztówki. Chcemy jeszcze i jeszcze. Zastanawiamy się co dostaniemy, gdy ponownie zajrzymy do skrzynki, czy to coś nas zaskoczy, czy zostanie dodane do ulubionych okazów. Pokazywanie pocztówek znajomym (albo opisanie ich na blogu!) sprawia naprawdę dużą frajdę.
Lecz nie tylko odbieranie kartek jest przyjemne. Dla mnie osobiście wysyłanie ich daje równie wiele uciechy, jeśli nie więcej. Wnikliwie czytam profil każdego przydzielonego mi użytkownika szukając wskazówek, czujnie przeglądam jego ulubione kartki aby poznać gust, bardzo skrupulatnie wybieram wysyłaną pocztówkę i równie uważnie produkuję pozdrowienia. Nagrodą jest wiadomość zwrotna pełna radości i entuzjastycznych podziękowań. Dla czegoś takiego warto pokusić się o unikalne pocztówki, o jakiś zapas ciekawych kartek, które mogą spełnić różne wymagania. A czasem nawet zamówić coś specjalnie dla tego jednego wyjątkowego adresata. Jedyne czym już nie mam siły się zajmować, to znaczki. Te kupuję hurtowo, w ogóle się nie rozczulając, mimo próśb niektórych członków serwisu.
I tak wciągamy się w tę machinę, aż nagle nie ma odwrotu. Postcrossing uzależnia. Tym bardziej, że portal ma jeszcze kilka innych fajnych funkcji. Pozwala śledzić statystyki działalności swojej i innych, zarówno poszczególnych użytkowników jak i całych krajów. Nagle okazuje się, że jesteśmy w pierwszej setce najbardziej aktywnych nadawców w Polsce (a to wyczyn, bo w chwili pisania tego tekstu aktywnych postcrosserów w naszym kraju jest 29783) albo walczymy o to, żeby w ilości wysłanych polskich widokówek wreszcie przegonić Ukrainę. Możemy przeglądać wszystkie pocztówki, którymi podzielili się inni, dodawać je do ulubionych, poszukiwać własnego stylu. Możemy też korzystać z prężnie działającego forum. Aczkolwiek nadal najważniejsze są te kartoniki z obrazkami. Kiedyś nie pomyślałabym, że tyle fajnych rzeczy może wiązać się ze… zwykłą pocztówką.
Do dodania zostały jeszcze trzy rzeczy.
Po pierwsze tak zwane „direct swaps” czyli wymiany bezpośrednie.
Nie zawsze zadowoleni jesteśmy z zablokowanego limitu lub otrzymywanych pocztówek. Chcielibyśmy rozwinąć naszą postcrossingową działalność. Mamy wtedy prawo umawiać się z innymi użytkownikami (najczęściej na forum) na wysłanie widokówek (bardzo często jakichś konkretnych) poza serwisem. Nie obowiązują nas wtedy zasady portalu. Jednocześnie nie jesteśmy nimi ograniczeni, ale też i nie chronią one nas (i naszej prywatności). Nie wszyscy lubią ten wariant i dlatego w profilu dostępną mamy opcję pokazania światu czy jesteśmy taką możliwością zainteresowani czy nie.
Po drugie powstaje pytanie – skąd brać pocztówki?
Jeśli, tak jak mnie kiedyś, pocztówki kojarzą się Wam z pozdrowieniami wakacyjnymi lub świętami, na pewno zastanawiacie się skąd brać tak bardzo zróżnicowane, a jednocześnie tak mocno skonkretyzowane zamówienia dla innych. Otóż, jeśli nie chce się Wam biegać i szukać miejsc stacjonarnych (a takich jest w całej Polsce bez liku i nimi się tu zajmować nie będę), możecie skusić się na wiele istniejących w internecie serwisów, które sprzedają kartki pocztowe oraz akcesoria do nich (np.: zabawne wersje napisów „Priorytet”, taśmy ozdobne czy naklejki). Oto kilka moich ulubionych:
1. Postallove – absolutnie mój faworyt! Miejsce pełne pocztówek absolutnie dla każdego, posortowanych w wiele czytelnych kategorii. Sam towar wyśmienitej jakości. Do tego wiele akcesoriów (papeteria, naklejki, stemple itp.). Ceny bardziej niż zadowalające. Aczkolwiek nie polecam odwiedzać za często, przepuścić tam spokojnie można całą wypłatę!
2. Postrabbit – równie godny polecenia! Ogromny wybór pięknych kartek pocztowych, każda dokładnie opisana, przejrzyste kategorie. Wykonanie pierwsza klasa. Ceny również korzystne (szczególnie w opcji „Królik z kapelusza”). W akcesoriach bogaty asortyment taśm ozdobnych. Serwis w równym stopniu niebezpieczny dla pensji.
3. Napiszkartke.pl – witryna łącząca w sobie wiele usług. Ja korzystam głównie ze sklepu z czystymi kartkami (a jest tam możliwość zamówienia własnej grafiki, co jest ciekawą opcją), ale mamy również do nabycia kalendarze czy zeszyty, a także coś w stylu konkurencji dla Poczty Polskiej. Ceny bardzo przyzwoite, a jakość pocztówek bardzo dobra.
4. Postcardshop.pl – kolejny internetowy sklep z kartkami pocztowymi, od których oko bieleje. Nie polecam, jeśli jesteście już wciągnięci w Postcrossing i oszczędzacie fundusze na coś z nim nie związanego. Wybór może nie szokujący, ale jakość wykonania oraz unikalność kartek zachwyca. Ceny porównywalne do wymienionych wyżej serwisów, ale nieco mniejszy asortyment. Mniej jest również akcesoriów dodatkowych. Mimo wszystko bardzo polecam.
5. Pracowniapocztowek.pl – to nieco odmienne miejsce od wspomnianych powyżej. Cena kartek nieco wyższa, wybór także bardziej ograniczony, jednak to wszystko rekompensowane jest jakością towaru. Są to kartki autorskie, nie spotykane nigdzie indziej, a zatem nieco bardziej wyrafinowane. Dodatkowo, poza sklepem, mamy też całkiem przyjemny, chociaż jak na razie mało rozwinięty, blog związany z pocztówkami. Polecam.
6. 1001pocztowek.pl – kolejny sklep z czystymi kartkami pocztowymi. Wybór ogromny, chociaż asortyment głównie z kategorii widokówek. Większość osób znajdzie tu jednak coś dla siebie. Co więcej, kolekcjonerom spodoba się również pocztówkowy antykwariat. Warto chociażby popatrzeć na tę opcję. Ceny bardzo zróżnicowane – od takich za grosze, po takie za kilka lub kilkanaście złotych.
7. Polskapocztowka.com.pl – na ostatnim miejscu w zestawieniu, bo wybór niewielki. Jednak podoba mi się sama idea sklepiku, do tego kilka kartek jest naprawdę godnych zamówienia. Ceny porównywalne do tych z większych serwisów.
Po trzecie – co robić z tymi wszystkimi pocztówkami?
Korzystając z serwisu przez dłuższy czas gromadzimy coraz więcej pocztówek (najaktywniejszy użytkownik ma ich już ponad 20 tysięcy). Co z nimi robić? Odpowiedzi jest tyle ile użytkowników. Jedni chomikują, inni eksponują, jeszcze inni kombinują kreatywnie. Moje ulubione 3 zastosowania to:
1. Postcrossing Bingo – gra wymyślona przez nauczyciela z Tajwanu. W zabawie tej na swoich lekcjach wykorzystuje otrzymane pocztówki, a w zasadzie ich różnorodność. Bardzo możliwe, że sama kiedyś to wykorzystam (jak już wrócę do pracy) dostosowując poziom do młodszych uczniów. Wspaniały pomysł.
2. Rodrigo, również nauczyciel, wykorzystuje pocztówki do nauczania. To proste – przykładowo, kiedy mówi o Atenach, korzysta z widokówek stamtąd. Wiele zdjęć z pocztówkami „w akcji” na jego stronie na facebooku. Również zamierzam podebrać mu ten pomysł w pracy z moimi służbowymi dziećmi.
3. Eva z kolei planuje wytapetować sobie całą ścianę zielonymi pocztówkami. Gdybym tylko miała wolną ścianę…
Podsumowując.
Jeśli nie szkoda Wam wielokrotnego wydawania kilku złotych na znaczki do przesyłek zagranicznych i jeśli lubicie znaleźć w skrzynce coś więcej niż rachunek za prąd czy reklamę pizzerii – serdecznie polecam. Prosta obsługa, bardzo niewymagające warunki (korzystamy tylko wtedy, kiedy mamy na to ochotę), w zamian mnóstwo pozytywnej energii. Ja się bawię tam bardzo dobrze!
Do dzieła!