A miało być tak pięknie

Dawno mnie tu nie było. Ostatnio, czyli w grudniu, miałam poruszyć kilka tematów – chciałam pisać o świętach Bożego Narodzenia, o postanowieniach noworocznych, o książce, którą dostałam od siostry w prezencie i przeczytałam jednym tchem… Miałam podsumować swój rok… Planowałam też popracować nad szablonem, któremu przydałoby się kilka udoskonaleń…
A życie, i to dosłownie, chciało inaczej. A ja nie narzekam, wręcz przeciwnie!

niebo

Właśnie w grudniu los przyniósł mi niespodziankę, która (prawdopodobnie dożywotnio) zmieniła mnie, moje postrzeganie świata, a także (co najważniejsze dla bloga) mój styl życia.
Z rutynowego, średnio aktywnego (z tendencją wzrostową) stał się on nagle nieprzewidywalny oraz… zdecydowanie horyzontalny. Tylko pozycja leżąca bowiem pozwalała mi nie czuć się jak mocno przechodzone zwłoki (które, o ironio, są właśnie raczej horyzontalne). Styczeń oraz luty upłynęły mi głównie na spaniu, a marzec na czytaniu (jak dobrze było wrócić do starych, książkowych przyjaciół!). Kwiecień zaś minął na odzyskiwaniu sił oraz planowaniu (nareszcie!) wyjazdu na wakacje (które właściwie właśnie w styczniu rozpoczęłam).
W związku z tym zasadniczo nie miałam szans na prowadzenie bloga. Komputer i ja nie mieliśmy ze sobą po drodze, wręcz sama myśl o włączeniu go sprawiała, że przekręcałam się na drugi bok lub sięgałam po kolejną książkę. Ale nie tylko ten Zeszyt zaczął porastać pajęczynami. Co istotniejsze, zaniedbałam niestety również kilka ważnych dla mnie znajomości, z konieczności głównie internetowych. I choć spotykałam się przeważnie ze zrozumieniem, to jednak niedosyt kontaktu i wyrzuty sumienia pozostały.

W chwili obecnej mam prawie tyle siły co w grudniu, chociaż zdecydowanie mniej mi wolno. Dlatego też zdecydowałam się naskrobać kilka słów na moich kratkach. Do tego, w ramach powolnego powrotu, uczyniłam postanowienie, że będę tu na spokojnie pisała raz w tygodniu. A piątek (piąteczek, piątunio), jako mój od dawien dawna ulubiony dzień, będzie do tego najlepszy.
Tę właśnie pierwszą z piątkowych notek produkuję na nasłonecznionym tarasie, który otaczają szumiące drzewa, śpiewające ptaki, pachnące kwiaty oraz wszelkie inne przejawy cudownej, później wiosny. I tym słońcem chcę się z Wami podzielić.

Zapraszam zatem serdecznie w piątki (chociaż czytać mnie można przez cały tydzień, jak ktoś lubi) tych, którzy wytrwale tu jeszcze zaglądają, oraz tych, którzy dopiero w to miejsce trafili.
Oczywiście w miarę możliwości (nie moich, a mojego ledwie zipiącego w środku lasu internetu) będę się tu pojawiać również w inne dni tygodnia. Ale nie z wpisami, a z komentarzami i odpowiedziami na Wasze ślady.
Zapraszam również na zeszytowy Facebook oraz Instagram.

Pozdrawiamy,
Ja i Mrówcia